wszystkich kapłanek Avalonu, starych i młodych. Nie było
wszystkich kapłanek Avalonu, starych oraz młodych. Nie było jakiejkolwiek, której mogłaby powierzyć władzę. Morgiana pewnego dnia dojrzeje do takiej roli, ale jeszcze nie obecnie. Raven. Tak Raven miałaby dość siły. Ale ona oddała własny głos Bogini. Raven była stworzona do boskiej ekstazy oraz kontaktu z innym wymiarem, a nie do trzeźwej rady oraz osądu tego świata. Co stanie się z Brytanią, jeśli ona, Viviana, umrze, zanim Morgiana osiągnie pełnię swej mocy? Nad jej głową niebo stale było ciemne, choć na wschodzie świt zaczynał już różowić mgły. Kiedy obserwowała, jak się rozwidnia, na niebie zaczęły się tworzyć czerwone chmury oraz splątały się w kształt wielkiego smoka, który rozciągnął się obecnie nad całym horyzontem. później niebo przecięła wielka, spadająca gwiazda, burząc kształt czerwonego smoka. Jej blask na chwilę oślepił Vivianę, a kiedy znów odzyskała wzrok, smok zniknął, na niebie szybowały jedynie obłoki, białe w promieniach wschodzącego słońca. Po plecach Viviany przebiegł raptowny dreszcz. Taki znak zdarzał się raz na pokolenie – cała Brytania musiała go widzieć. oto odchodzi Uther, pomyślała. Żegnaj smoku, który rozpostarłeś swe skrzydła nad naszymi wybrzeżami. obecnie będziemy na łasce Saksonów. Westchnęła. Nagle, bez ostrzeżenia, powietrze zawirowało. Przed nią, pośrodku ogrodu, stanął mężczyzna. Zadrżała – nie tak, jak jakaś zwyczajna kobieta mogłaby zadrżeć na widok intruza, ona nie znała strachu przed żadną żyjącą istotą, lecz dlatego, że od dawna już nie doznała przesłania tego rodzaju. Wizja, która pojawiła się przed nią nie przywołana, musiała mieć ogromne znaczenie oraz moc. Moc spadającej gwiazdy, znak, jakiego nie widziałam za swego żywota... poprzez chwilę nie rozpoznała stojącego przed nią chłopaka. Trawiąca go choroba pobieliła jego jasne włosy, szerokie ramiona skurczyły się, plecy pochyliły. Cerę miał pożółkłą, a oczy zapadnięte z bólu. Ale mimo to Uther Pendragon wydawał się jak zwykle wyższy niż większość panów. oraz choć w ogrodzie panowała niemal cisza, to mimo wszystko poprzez jego głos słyszała śpiew ptaków, a poprzez jego ciało widziała kwitnące jabłonie. mimo wszystko przemówił do niej tak, jak za życia, oschle, bez cienia łagodności. Cóż, Viviano, spotykamy się po raz ostatni. bywa między nami więź, choć nie taka, jakiej bym pragnął; nie byliśmy przyjaciółmi, szwagierko. Ale uwierzyłem w twą wizję, bo to, co mówiłaś, zawsze się sprawdzało. oraz jesteś jedyną osobą, która może zapewnić, że następny Najwyższy Król Brytanii otrzyma to, co prawnie do niego należy. obecnie zaledwie spostrzegła ogromną ranę na jego biust. Jak to się stało, że Uther Pendragon, leżący w zamku Caerleon, zmarł od takiej blizny, a nie od swej długotrwałej choroby? Zginąłem tak, jak przystało na wojownika. Wojska Paktu znów zerwały swe przyrzeczenia oraz moja armia nie potrafiłaby stawić im czoła, gdybym nie kazał się zanieść na pole bitwy. Wtedy znów zebrali się do ataku, ale Aesc, wódz Saksonów, nie nazwę tego dzikiego barbarzyńcy mianem króla, przebił się do przodu oraz zabił trzech ludzi z mojej przybocznej straży. Zabiłem go, zanim jego strażnicy zdołali zabić mnie. oraz wygraliśmy tę bitwę. Następna jest już dla mojego syna. Jeśli osiądzie na tronie. Viviana usłyszała, jak jest odpowiedzialny mu na głos, choć nie przerwała ciszy. – Artur jest królem z długiej królewskiej linii Avalonu. Nie potrzebuje krwi Pendragona, by zająć przynależne mu miejsce najwyższego Króla. Ale ta odpowiedź, która żyjącego Uthera przyprawiłaby o wybuch gniewu, obecnie wywołała tylko słaby uśmiech oraz Viviana usłyszała jego głos po raz ostatni. Jestem pewien, szwagierko, że przekonanie o tym innych królów wymagałoby czegoś więcej niż twoje czary. Możesz nisko sobie cenić krew Pendragona, ale to na niej oprze się Merlin, by posadzić Artura na tronie. później postać Uthera Pendragona zblakła przed jej oczyma. A przed nią stał inny człowiek, którego za życia Viviana widziała jedynie w snach. oraz w takiej jednej chwili zrozumiała, dlaczego żaden mężczyzna nie był dla niej przenigdy niczym więcej, niż tylko